Ultra Chojnik 2020 z kołobrzeskimi biegaczami
Ultra Chojnik to najcięższy bieg ultra w Karkonoszach. 102 kilometry trasy z ponad 5000 metrami przewyższeń, który trzeba ukończyć 21 godzin. Jak poszło naszym biegaczom?
Start do bieg nastąpił o 1:00 w nocy z pt./sob. 04./05.09. w pełnym rygorze i obostrzeniach sanitarno-epidemiologicznym z powodu pandemii SARS-CoV-2. Tuż po starcie, na 2 km trasy, tajemniczy-przygodny "Grajek"- Koneser z wdziękiem na saksofonie zagrzewał do walki twardzieli płynącą melodią upiększając czeluści nocy! Organizator wyśrubował limit czasowy na pokonanie dystansu na 21 godz.. Wg GPS,trasa miała ok. 107 km i ok. 5 tys. m przewyższenia.
W zawodach wystartowało 147 zawodników. Bieg ukończyło 115 zawodników w tym Łukasz Leszczyłowski i Zbigniew Malinowski z czasem 20 godz. 18 min. zajęli kolejno 101 i 102 m-ce open! Kołobrzeżanie od startu, aż do mety biegli w duecie, wspierając się wzajemnie. Zbyszek zajął 2 m-ce w kat. M-60. W tych zawodach biegło troje kołobrzeżan: Beata Orłowska, Łukasz Leszczyłowski oraz Zbigniew Malinowski. Dodać należy, iż Zbyszek w czerwcu wziął udział w biegu "Strzała Południa" w Beskidzie Wyspowym/ bieg skrócony do 53 km z powodu burzy i załamania pogody/. W sierpniu Zbyszek startował także w biegu górskim " Tatra Fest Bieg" w Polskich Tatrach Zachodnich i na Słowacji /bieg także skrócony do 51 km z powodu prognozowanych wyładowań atmosferycznych na grani Tatr Zachodnich/. W biegu tym wystartowało czworo kołobrzeżan : Iwona Łangowska, Kinga i Sławek Kroczyńscy oraz Zbyszek Malinowski wraz z Przyjaciółmi z Rusowa: Agnieszką i Marcinem Szubert.
(...)Trasa biegu "Ultra Chojnik" została poprowadzona szlakami turystycznymi Karkonoszy: Szlakiem Sudeckim, grzbietem wielu szczytów. Trawersowała zbocza gór, ogarniała liczne kamieniste zbiegi. Przebiegała po leśnych drogach często błotnistych i grząskich. Korytami istniejących strumieni. Bezdrożami i "dziczą" z licznymi potokami i strumieniami przecinającymi często trasę.
Piękna karkonoska przyroda wypełniała i umilała biegaczom czas... w Karkonoskim Parku Narodowym oraz jego otulinie. Dynamiczne pogodowe zmiany upiększały i wielokrotnie uatrakcyjniały mijany krajobraz biegu stwarzając nie lada trudności, a może też i przeszkody...Jak na każdym biegu zawodnikom towarzyszą przeróżne przygody, zjawiska i przeszkody terenowo-pogodowe, ale także słabości i dolegliwości....Łukasz od startu przez 12 godz. zmagał się z trudnym tematem żołądkowym...ból i odwodnienie. Ból czuj go,jak przegrywasz, zadawaj kiedy wygrywasz. Natomiast Zbyszek "zaliczył" upadek na 40km zbiegając z jednej z gór...Niemal nie skończyło się to zejściem z trasy i zakończeniem rywalizacji...Zakrwawiony,poobijany,z rozbitym nosem, obitymi, sinymi i pokaleczonymi dłońmi oraz rozciętym łokciem z trudem podnosił się z "gleby"! Po tym niefortunnym upadku, Zbyszek nie ułatwiał Łukaszowi biegu. Spowalniał tempo, odpoczywał, walcząc z niedyspozycją i bólem. Wyznaczone limity czasowe na punktach kontrolnych były bezlitosne! Przytłaczały, paraliżowały i tak już bardzo nadszarpniętą psychikę! Mimo wielu słabości, Zbyszek karnie "pilnował" taktyki biegu. A w Łukasza wstąpiła "po chorobowa" niesamowita wena! Nie zostawił Zbyszka. Walczyli razem. Boskie... urokliwe, zjawiskowe widoki Szrenicy, Śnieżki, Śnieżnych Kotłów, Wielkiego Stawu, Samotni, Słoneczników i Łomniczki...w "dole" Karpacz, Szklarska Poręba, Przesieka i Jelenia Góra i inne...rekompensowały wkładany trud i wysiłek "łagodząc" niedyspozycje spowodowane obiektywnymi tematami organizmu wkalkulowanymi w tego typu górską zabawę w " GÓRY "…
Na 80 km trasy około godz. 15 tej zg. z komunikatem pogodowym Organizatora od strony Czech nadeszła gwałtowna burza z piorunami, gradem, ulewnym deszczem i huraganowym wiatrem. Wiatr targał zawodnikami jak sztorm żaglami na morzu chcąc "zrzucić" ich w otchłań Śnieżnych Kotłów mimo zabezpieczeń łańcuchowymi poręczami. Słoneczny Czerwony Szlak-Szlak Sudecki na grzbiecie Karkonoszy po ulewie zamienił się w rwący potok...opadły morale... Miał to być moment przerwania biegu...Przeczekany!!! Głowa może więcej niż może ciało! Zawodnikami targały różne myśli...przetrwać i dotrzeć w bezpieczne miejsce?...Ultrasi porozrzucani byli na grani na wielu kilometrach. Często niemobilnych i niedostępnych obszarach pasma Karkonoszy. Tak czy inaczej, należało rozumnie podjąć temat i przyjąć na klatę...Bezpiecznie dotrzeć samemu do najbliższego schroniska bądź koliby. Od godz. 15-tej deszcz był nierozłącznym kompanem zawodników aż do mety do godz. 22:00. Przeplatały go błyskawice, ulewy i wyładowania atmosferyczne. Śliskie kamienie, smreków korzenie nie były zbyt bezpieczne nawet dla najlepszego agresywnego bieżnika butów...cokolwiek to znaczy!Na 104km tuż przed metą Organizator zafundował Twardzielom nocną wspinaczka we mgle na zamek Chojnik /627m n. pm./ "wypijając" ostatnie krople krwi, bezwzględnie "dożynając" biegaczy...a potem stromy zbieg z światłem telefonu Łukasza/nawaliła latarka/ w obolałej dłoni były przekleństwem, wiecznością...to jakaś masakra!
Pokonaliśmy! Mamy to!!!
Mimo różnych tematów i przygód, wyczekiwana oraz upragniona meta była zbawieniem...poczuliśmy ciepło i magię komfortu...Kiedy trudy górskiego biegu cieszą ciało to i Duszę! Warto to robić, i czekać na kolejny dobry czas...
Zbyszek Malinowski